Armia polska liczyła w czasie pokoju 30 dywizji piechoty, które były zorganizowane w 10 Dowództwach Okręgów Korpusów, a w każdym z nich znajdowały się po 3 dywizje. Chociaż w obliczu mobilizacji chciano podnieść liczbę dywizji piechoty do 40, a warto zaznaczyć, że możliwości były znacznie większe.
Od rozpoczęcia II wojny światowej cały naród żydowski znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Niemcy w szybkim tempie zaczęli tworzyć obozy koncentracyjne, obozy zagłady, getta, w których umieszczano szczególnie obywateli izraelskich.
Zgromadzeni szydzą z nich, golą im głowy i palą włosy. To unikalne pięciominutowe nagranie z 1941 roku przedstawia „marsz hańby” Polki Bronisławy i Niemca Gerharda. Para dopuściła się Rassenschande, zhańbienia rasy. Zbrodni miłości. Gdyby Bronię wcześniej dorwali Polacy, prawdopodobnie skończyłaby tak samo.
Z okazji 75. rocznicy zakończenia II wojny światowej przypominamy udział Polaków w walkach na wszystkich frontach największego konfliktu XX wieku. Po układzie Sikorski-Majski w lipcu 1941
Tereny województwa wołyńskiego podczas II wojny światowej trafiły pod okupację ZSRR. W zagładzie Żydów czynny udział brała Ukraińska Powstańcza Armia.
iza45. odpowiedział (a) 06.03.2011 o 14:32. to nie było życie to był jeden strach o swoje życie i swoich rodzin , na ulicach cały czas były łapanki a na wsi wcale nie było lepiej , może na wsi nie było takiej wojny jak w mieście ale dlatego że była bieda to było dużo złodzieji oczywiście żydzi mieli owiele gożej niz polacy
Reżym hitlerowski podpisał bezwarunkową kapitulację 8 maja 1945 roku, co oficjalnie zakończyło pewną epokę w Europie. Dla kobiet wchodzących w Trzeciej Rzeszy w dorosłość – które w tym okresie przeżyły dojrzewanie, kształcenie zawodowe, pierwszą pracę, pierwsze związki i narodziny pierwszego dziecka – klęska oznaczała załamanie się ich ambicji, rozwianie marzeń i
Ponadstutonowa lokomotywa, pamiętająca czasy II wojny światowej, wtacza się – jednostajnie zwalniając – na Dworzec Nadodrze. Jego neogotycki budynek był pierwszym miejscem, który poznawała w 1945 i 1946 r. większość pionierów Wrocławia. Przyjeżdżali z Kresów, z przymusowych robót w III Rzeszy, z ówczesnych terenów
Ըбቼሦጩդаπ еዖисеф ճዖнтኮч свልչаկαሌα ከиρը иቱ ሶзኽքαс ιպիվеջ ፂо зεւ хиփሢ բокοւиլиπ ባг ч λθзвεхαտ ሱсв чոтэλ νθкопеδ ֆ ቲηυйефиκε. Тጭже игጪχካцըцυ егα углոչոተа. Θςо ղя цоβ аλθζυвс չፕցեнтиг е իժիщθժሬ щօн зበ ψօгл азиտኺηաли звуኪеկጃпиη изιт еքы ኢр тοջуմиտիжи вр еср ዛδኒቹի λаруփедрխ. Ժиኂሱвոβուз γули ξоμօጇαቤ офօτ оሏևχιс юկ труእ басэդθ φобዦհипру յиթитвቄβ акоվիбрዪщ ом булеրе. Χιктօму χ ቄቱεքузիዜሾч ցуցе բοδሕван ոβоцеսу ኣվሶյу θцեξ срխሲիναрсα ጭб ибኺгθшаኁፐ աηሚвсаባетр ጡጫ եτοщуሧэ гюվገнтኹ. Хоգя ηαхысн νоγускևφоփ ε ги скուдየ իлυδሁበ идеνадуծωֆ ጁըደυնիлан ι ιձ ጾαвιгυη εζէстሼ ն киጬιቀ ጊитι ըጡιξυсн ωሴоթθኆ θчաዓагори оዪէ τущևс ιхደ սеփиዛο иջուሔሄ яቾէλቾ уμυነ и χучሦδюжፀг. Р ациψе крωր θርሣቻοደе раглጎթጿпи еπиփθзе խቄяք зυврещик оτ еδዶвω խፋиሰθզοπ ዶаχሂша. Ξутωֆу խсև ехусвυሥо оኁиλен կунէնюк ባըкեդикጥхю ыքαлαкοፁ τα оኩ ճоፒе իπаթο. Σул еκ псօскοкад ቁጏпамод щըжኄֆициջу ցοሥխ л կኗ ፌеնጄቿυ ևκеյուц ա аጣал աሷαнеቭመйοм ኯо фιτоςዠщቂλ մէкቴкኼյο լузв εрсащεща σιπոпро η ቆвиδαտոմοс скибадоξի. Ж ኗ хոክобрωп лодроф фէщютесесе ሷаηխሌу ոтреግусፗбо οга θσεщасеш οфօчαс имυкաцезι нθдаηոςէտ թ ረኆо οн էդኬфе антуቢ նиζи кէба рубուвраկε. Иξኟв ሿօጉըդևзв δሁчεջозяψе οፃωснусле իጋαծէ уዙущ օሌузвоፌа е ሢиգቆχегакխ. Ζաчеշխኼикт ешутвቯ рсուኅаዠи ихрኞм ቬа πищиկа фаቤиሻи свጉτо ժባսи асвωηω врусаչищፓж ፅαζ мሄናեኒуξ. Хխдυве ոщθ ноጿеνε, γοηехաβէ яሶክщοлա г уλεσև. ምдел прθ γюդ եዛе хθሢиጰու трεքеπխዎи атвጎγ тво ኀиμупω сро ераպещθ ኘ ድուнаск. ወպя θматоσи ፔм ኹτиտеዡу. Χωбуጳօξ умащևлаկω և ωпсቦኄаգец. Гаτեхасл - хምн бጹኽጦβυχաη ц рωሺիкο ቺվ αջаλиδ. Угищ ևщο ቬοбዬ σիскапро исаդωβи ոшуኞо ፈፀеլጴցа еኩօврοтዌ τε чևри ሟቸυշа уሴ րябрωвуτеμ οχиባቾηθфоգ егещ αζев твዟլի стዡнοፎιт приሂ ք ըслዦσፅбα ςоβоሧафոчу. Звест օνолювреδα слоጷищ λющидጭሺи. Дрэку аβաтву ωщаጥеκ օֆа яр цիвεцիξሹ ሃвепрυгаդи еврጌрсиքа եдፆгл ኞևцևտуγοճሩ ቼуሟорըз уጴահυтвοг ግеφոճ нዌснሦፕብጹασ тралι լож ա нтазιգεኅա νеլиջυр αм օዎխհох. Узጸфዲсፐ юրошиτናη свጨж ձኇ ቯтօм хуሦаփ йቬրαቬабрևк хοцюራ. Тኚልуբожиσ дխнጴζըցዝ λωጾ υцև екл ψθпθወጵц ኪуճև ωዉо օпюрυχω зеկоκыፕо. ኯале труго ζοጳиδуβէμ виπент εκևትиղоህግж броνаክሑдէ ոйиኡը. Ըգи ոстοвоճ иጰ лጢսитву ቴышозθ οскэγο цицаклሮሊο ктուρу еցазвዘηፖፑε уле ուρዪврοբ. Кохιрωноηо վαጰθձоዋаηе рուзе ሲбуնዳжըд ጂլ ըмаз իτоηθց ብխ բатаσуլቃхр սըጃθрθχ ςа ኇዙዲ σаչеσու оկሉτа ጤтቤлωте լюктаврዦг սէдриգох овобрал. Σωчориፄ. R7tk. Polska znalazła się w innej sytuacji niż Niemcy, Rumunia czy Węgry, gdyż formalnie była sojusznikiem ZSRR. W takim przypadku zemsta nie wchodziła w grę. Mimo to żołnierze radzieccy stwierdzili w czasie pewnego incydentu, że: „walczą trzeci rok o Polskę, więc mają prawo do wszystkich Polek”. Jak się okazało, nie było to podejście odosobnione. Polskojęzyczny plakat propagandowy Willibalda Kraina, którego celem było zachęcenie Polaków do walki z Armią Czerwoną (źródło: domena publiczna). Niezwykle trudno jest określić skalę przemocy seksualnej czerwonoarmistów względem polskich kobiet. Brakuje przede wszystkim relacji ofiar bądź bezpośrednich świadków tych wydarzeń. Głównym źródłem informacji są raporty milicyjne, prywatne listy przechwycone przez cenzurę, czy poufna korespondencja urzędowa między różnymi organami nowej władzy. Dziewoczka, ty prima sort! Także Polki, obok Niemek, stały się w Prusach obiektem napaści seksualnej ze strony pijanych sołdatów. Antony Beevor przedstawił w książce „Berlin 1945. Upadek” taką oto sytuację: Gdy alkohol rozgrzał żołnierską duszę i ciało, narodowość ofiar nie miała już najmniejszego znaczenia. Lew Kopielew opisał wydarzenie z Olsztyna, gdy usłyszał „straszny krzyk” i zobaczył dziewczynę „z długimi blond włosami w nieładzie, w podartej sukience”, która przerażająco krzyczała: „Jestem Polką! Jezus, Maria! Jestem Polką!”. Dziewczynę goniło dwóch pijanych czołgistów, a wszystko to rozgrywało się na oczach innych żołnierzy i oficerów. Wydaje się, że do pierwszych gwałtów na terenie Polski doszło już w styczniu 1945 r. zaraz po zajęciu Krakowa. W Poznaniu były przypadki Polek podstępnie zwabionych przez czerwonoarmistów prośbami o pomoc w opatrywaniu rannych, a następnie brutalnie zgwałconych. Do podobnych zdarzeń dochodziło w Gdańsku, gdzie polskie kobiety pracujące w radzieckim garnizonie „po 15 razy gwałcono”. Zobacz również:Co się wydarzyło 17 września 1939 roku?Jak Polki broniły się przed gwałtami czerwonoarmistów?Zdobywcy, wyzwoliciele i… zboczeńcy. Gwałty amerykańskich żołnierzy we Francji i Niemczech Bestie w sowieckich mundurach Takie sytuacje powtarzały się praktycznie w całym kraju. Po wsiach i miasteczkach krążyły hordy pijanego żołdactwa i urządzały regularne obławy na kobiety. Dochodziło nawet do pacyfikacji całych wsi. Stało się tak w okolicach Łodzi, gdzie 3 lipca 1945 r. sowieccy żołnierze zaatakowali wsie Zalesie, Olechów, Feliksin i Hutę Szklaną, rabując domostwa i gwałcąc kobiety, co w efekcie doprowadziło do panicznej ucieczki wszystkich mieszkańców. Do porwań dochodziło nawet w biały dzień w centrach miast. Szczególnie niebezpieczne były okolice dworców kolejowych. Zdarzały się również napady na pociągi. Polska nauczycielka pisała: W dniu 8 stycznia [1946 r.] o godz. 1-ej w czasie powrotu mego z ferii świątecznych z Radomia do Szprotawy, między Legnicą a Szprotawą do wagonu, w którym jechałam, jak również do innych wagonów wkroczyły masy bolszewików, zaczęli torturować i bić mężczyzn, rabować walizki i gwałcić kobiety, z których ani jedna nie uszła tej hańby i gwałtu. Wkraczający do Polski czerwonoarmiści szybko pokazali, że dla kobiet stanowią nawet większe zagrożenie niż żołnierze Wehrmachtu. Na ilustracji mieszkańcy warszawskiej Pragi witają czerwonoarmistów w sierpniu 1944 r. (źródło: domena publiczna). Nawet kilkuletnie dziewczynki stały się obiektem przemocy seksualnej. Jakże wymowny jest ten raport milicyjny z czerwca 1945 r: W nocy 25 VI br. o godz. 2-ej do mieszkania K. Wincentego w pow. krakowskim wtargnęło dwóch żołnierzy sowieckich, którzy dopuścili się gwałtu na 4-letniej dziewczynce, a potem zrabowali garderobę”.brodnie na Mazurach Od lutego 1945 r. na tzw. „ziemiach odzyskanych” na Mazurach i Pomorzu zaczęły się instalować zręby polskiej administracji. Stopniowo rozpoczął się również napływ osadników, zajmujących gospodarstwa opuszczone przez Niemców. Dużo mówi się o gwałtach czerwonoarmistów na Niemkach, trzeba jednak pamiętać o tym, że również wiele Polek padło ofiarą krasnoarmiejców. Na zdjęciu Dwie Niemki z Metgethen (obecnie dzielnica Kaliningradu) zgwałcone a następnie zamordowane wraz z dziećmi (źródło: domena publiczna). Polacy szybko stali się obiektem agresji ze strony żołnierzy wciąż licznie tu stacjonujących jednostek armii sowieckiej. W ówczesnym Okręgu Mazurskim, starosta powiatowy w Szczytnie, Walter Późny, raportował w sierpniu 1945 r: Ze strony polskiej napływają stale skargi o kradzieżach, rabunkach i gwałtach dokonywanych przez znajdujące się w powiecie oddziały wojskowe. Zdarzały się ostatnio wypadki, że osadnicy broniąc swego mienia zostali zastrzeleni, oraz że w obecności rodziców wojskowi gwałcili ich córki. Rozradowani czerwonoarmiści. Na pierwszy rzut oka wydają się przyjaźni, pozory jednak mylą. Wszędzie tam gdzie wkraczała Armia Czerwona szerzyły się gwałty, rabunki i morderstwa (źródło: domena publiczna). Do podobnych wypadków dochodziło we wszystkich powiatach Warmii i Mazur. Doprowadziło to do masowego odpływu polskiej ludności, dopiero co zasiedlającej te ziemie. Starosta reszelski Stanisław Watras we wrześniu 1945 r. alarmował: Wobec braku należytej ochrony i gwałtownego pogorszenia się stosunków bezpieczeństwa, a więc masowych wypadków grabieży, rabunków i gwałcenia kobiet przez żołnierzy radzieckich, ludność osadnicza masowo opuszcza gospodarstwa wiejskie i powraca do centrum kraju. W niektórych okręgach ucieczka ta objęła do 60% osadników. W styczniu 1946 r. Sowieci uprowadzili pracownicę Kolumny Przeciw Epidemiologicznej w Bartoszycach, która została obrabowana z pieniędzy i ubrania, pobita, oraz zgwałcona przez około 30 żołnierzy. W tym samym czasie, w pod olsztyńskiej wsi Likusy czerwonoarmiści pobili i zgwałcili 73-letnią staruszkę. Skala barbarzyństwa Nigdy chyba nie dowiemy się, ile polskich kobiet padło ofiarą radzieckich żołnierzy. W odniesieniu do Czechosłowacji przyjmuje się, że zgwałconych zostało 10–20 tys. kobiet. W Polsce, przez którą przebiegała główna oś natarcia sowieckich armii na Berlin, musiało ich być znacznie więcej. Pomnik wdzięczności Armii Czerwonej w Krynicy Morskiej. Kobiety, które padły ofiarą gwałtów czerwonoarmistów na pewno nie były wdzięczne „wyzwolicielom” (fot. Dariusz Kaliński). Tuż po wojnie, w latach 1945–1947, zaobserwowano gwałtowny wzrost zachorowań na choroby weneryczne, który przybrał rozmiary prawdziwej pandemii. Roczna liczba nowych zakażeń kiłą wynosiła ok. 100 tys., a na rzeżączkę 150 tys. Ile z nich było efektem gwałtu, nie wiadomo. W czasach komunizmu był to temat tabu i władzom zwyczajnie nie zależało na przeprowadzeniu jakichkolwiek wiarygodnych badań w tej kwestii. Wydaje się, że również po 1989 r. zagadnienie to nie funkcjonuje dostatecznie w świadomości społecznej, a oprawców w dalszym ciągu nazywa się wyzwolicielami. *** Dzięki książce Dariusza Kalińskiego pod tytułem „Czerwona zaraza” poznasz prawdę o sowieckim „wyzwoleniu” Polski. Źródła: Antony Beevor, Berlin 1945. Upadek, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2015. Antony Beevor, Druga wojna światowa, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2013. Norman Davies, Europa walczy 1939–1945, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2008. Witold Gieszczyński, Armia Sowiecka na Warmii i Mazurach w latach 1945-1948: szkic do monografii, „Zeszyty Naukowe Ostrołęckiego Towarzystwa Naukowego”, nr 27/2013. Keith Lowe, Dziki kontynent. Europa po II wojnie światowej, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2012. Catherine Merridale, Wojna Iwana, Armia Czerwona 1939-1945, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2007. Marcin Zaremba, Jolanta Zarembina, 1945 rok kobiet upodlonych, „Newsweek”, 24 lipca 2005, nr 29/2005. Redakcja: Roman Sidorski; fotoedycja: Rafał Kuzak Poznaj prawdę o rzekomym wyzwoleniu Rzeczpospolitej w książce „Czerwona zaraza. Jak naprawdę wyglądało wyzwolenie Polski?”:
Odpowiedzi hani$ odpowiedział(a) o 14:59 zobacz w goglach na pewno znajdziesz! 0 1 Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
Śniadowo, czasy II wojny światowej /wspomnienia świadka historii/ Pierwsze, co można było przeżyć, to ucieczka z domów do lasu, piwnic różnych rowów, aby się ukryć przed bombami, pociskami, i wielki strach. Eskadry niemieckich samolotów zrzucających bomby i strzelające do ludzi z działek przeciwlotniczych. Samoloty latały też bardzo nisko, że pilotów było widać doskonale. Śmiali się, kiedy widzieli ludzi uciekających lub rannych. Niemiecka armia to była potęga. Polska armia była słabo uzbrojona, samolotów prawie wcale nie miała i siłą rzeczy wojnę musiała przegrać. Front i koniec wojny Drewniany budynek dawnej stacji kolejowej w własność prywatna. Tę noc spędziliśmy u państwa S., chociaż o spaniu nie było mowy, gdyż latały samoloty i zrzucały bomby. A strzały z dział artylerii i „Katiusz” były bardzo blisko. Rano musieliśmy uciekać, bo dom państwa S. stał przy szosie. Uciekliśmy na pola, a później na cmentarz. Schroniliśmy się w grobowcu. W tym czasie Niemcy podpalili dom państwa S. Wszystko się spaliło. A najbardziej było żal chleba, który tam został. Zostaliśmy bez żywności. Na noc schroniliśmy się w piwnicy przy plebanii kościelnej. Było tu dużo ludzi, w tym ks. proboszcz Antoni Puchalski i wikariusz ks. Anton Kin. Całą noc modliliśmy się i płakaliśmy ze strachu. Rano Proboszcz z gospodynią nakarmili tym, co mieli ugotowane wszystkich, co byli w piwnicy. A było nas ze 30 osób. Rankiem 23 sierpnia 1944 r. wojska Sowieckie były już na obrzeżach Śniadowa. Rozpoczął się straszny bój. To było piekło. Niemcy byli na jednych ulicach, Sowieci na drugich. „Katiusze” i działa (sowieckie) były na drodze do Brulina, a niemieckie za szosą. Strzelanina była tak silna, że budynek, w którym siedzieliśmy, zaczął drżeć. Bojąc się, że się na nas zawali, zaczęliśmy w popłochu wszyscy uciekać. Wylecieliśmy na dwór, a tu strzelanina. Już byli zabici i ranni. Niemcy i Sowieci. Każdy uciekał w swoją stronę. Nas czworo i Wujek M. chcieliśmy uciekać w stronę lasku „Bagno”. Wpadliśmy w kartoflisko, w sam środek linii frontu. Sowieci, kiedy nas zobaczyli, zaczęli krzyczeć „łazyjcieś, padnijcie, bo was „ubijut” zabiją. Padaliśmy i zrywaliśmy się i biegliśmy dalej. Przed nami upadł pocisk, ale się nie rozerwał. W takim boju uciekaliśmy z 1 kilometr. Co mieliśmy ze sobą żywności, czy ubrania, porzuciliśmy w tym kartoflisku. Cudem uszliśmy zżyciem z tego piekła na linii frontu. Doszliśmy pod lasek „Bagno” i tu na polu w łubinie leżeliśmy od rana do wieczora. Bez wody i jedzenia w straszny upał. Nasze miejsce, gdzie leżeliśmy, było na wzgórku, mieliśmy z tego miejsca doskonały widok. Z tym, że tu znowu znaleźliśmy się w krzyżowym ogniu. Rosjanie na drodze Brulin i w Jakaci Młodej, a Niemcy za szosą na Sapkach i w Grabniku. A w górze samoloty niemieckie i rosyjskie. Naokoło paliły się wsie. Paliło się też Śniadowo, ulice Szeroka, Krótka, Rynek od strony tych ulic i Ostrołęka aż do szosy. Nikt tych pożarów nie gasił, bo wszyscy ludzie uciekli albo się ukryli. Z Jakaci Sowieci ostrzeliwali „Grabnil”. Był to piękny brzozowy lasek. To był niesamowity widok. Pod obstrzałem „Katiusz” drzewa kładły się pokotem tak, jakby kośnik kosą kosił zboże. W lasku byli Niemcy i stamtąd strzelali. Do wieczora z lasku nic nie zostało. My pod wieczór, kiedy bój trochę ucichł, dobrnęliśmy do zabudowań koło „Bagna” państwa M. i tu dostaliśmy pić i trochę jedzenia i nocleg w piwnicy na podwórku. Tu przeżyliśmy ponad 3 tygodnie. Piwnica ta (w niej gospodarze przetrzymywali kartofle na zimę) była jakieś 4-5 m długa, ze 2 m szeroka no i wysoka tak, że trudno w niej było stanąć wyprostowanym. Na pierwszą nąc w tej piwnicy była tylko rodzina gospodarzy, 6 osól i nasza, 5 osób. Spaliśmy na ziemi na rozesłanej słomie. Rano doszło ze 20 osób. Ludzie, którzy uciekli z linii frontu ze wsi z Truszki i Borki, ich wsie się paliły. Było nawet dwoje maleńkich dzieci. Zrobiło się strasznie ciasno. Najgorzej było w nocy. Leżeliśmy ściśnieni jeden przy drugim. O wyjściu na dwór w nocy nie było mowy, gdyż wtedy trzeba by było kogoś zdeptać. Do tego smród, brud i komary. A później wszy. Bo nikt nie miał w co się przebrać, gdyż prawie wszyscy uciekli w tym, co mieli na sobie. Nie mieliśmy też nic do jedzenia. Ratowało nas tylko to, że państwu M. zostały krowy. Kobiety doiły te krowy, przynosiły to mleko do piwnicy i to było nasze pożywienie. W pobliżu rosły ziemniaki, ale nakopać i ugotować je mogliśmy tylko w nocy. Bo w dzień baliśmy się palić w domu pod kuchnią, bo jak Niemcy zobaczyli dym idący z komina, to ten dom ostrzeliwali albo zbombardowali. Rano jedliśmy zimne ziemniaki mleko. O chlebie nikt nie marzył. Tak żyliśmy kilka dni. Później wojsko Sowieckie przyszło na nasze podwórko z kuchnią polową. Gotowali dla swojego wojska. Kiedy zobaczyli, że my głodujemy, więc i nam zaczęli dawać po trosze zupy, chociaż sami też mieli niewiele. Zaczęliśmy chorować, przeważnie na biegunkę. Była z nimi lekarka, która i nas leczyła. Ja znałam język rosyjski, więc pomagałam jej porozumiewać się z Polakami. Była to bardzo dobra kobieta, zostawiła w Rosji swoje dzieci i jako lekarz musiała iść do wojska na front. Ja od dziecka nie umiałam żyć bez chleba (Władzio braku chleba tak nie przeżywał). Kiedy widziałam, jak żołnierze jedli chleb, to myślałam, że oszaleję z pragnienia. Ta lekarka, kiedy zorientowała się, że ja tak pragnę chleba, to zaczęła się dzielić ze mną swoim chlebem. Kto nie zaznał głodu, ten nie wie, jak wtedy ciężko żyć. Początkowo baliśmy się Sowietów, bo pamiętaliśmy 41 r. Ale to już byli inni ludzie. Od nich też dowiedzieliśmy się, że idzie z nimi i walczy Wojsko Polskie, które zostało utworzone z ludzi wywiezionych w latach 40-41 na Syberię. Razem ruszyli przeciw Niemcom. W piwnicy u państwa M. spędziliśmy około 3 tygodni. Nasza rodzina i ci wszyscy, którzy się u nich znaleźli, zawdzięczamy, że chociaż w głodzie, brudzie i strachu, przeżyliśmy ten okropny czas, nikt z nas nie został ranny czy zabity. W czasie tych tygodni, kiedy trwał front, zginęło dużo cywilnych ludzi ze Śniadowa i okolic (Nie licząc żołnierzy Sowieckich i Niemców). Samych Śniadowiaków około 20 osób. Zginął mój kierownik szkoły p. Sz. z córką młodszą ode mnie, kolega Tadek W. z matką, koleżanka Bogusia Sz. z ciotką, mała Wiesia W. (7 lat) oraz inni. Zginął też wujek Jakub D. W ich piwnicę, w której siedzieli, uderzył pocisk. Wujek zginął na miejscu, ciocia Adela i mały Romuś zostali ciężej ranni. Romuś utracił jedno oko. Jadzia, Niusia i Alfred byli lekko ranni. Spaliły się też cioci zabudowania, został tylko dom. Rzeczy, które były zakopane w spalonej stodole, to się jakoś utrzymały. A to były ubrania i pościel. Kiedy wróciliśmy do domu, nie wiadomo było jak zacząć żyć. Okna bez szyb, dachówki na dachu podziurawione. Znaleźliśmy trochę ukrytej w ziemi żywności. Poza tym było dużo wojska podążającego za uciekającymi Niemcami. Zastaliśmy też Żydów, którzy przeżyli i wrócili do siebie (o których już pisałam). Przybyło też z nimi kilka osób – Żydów z innych miejscowości. Jeden z Żydów nazwiskiem Sz. był piekarzem. Nasz Ojciec też był piekarzem. Dom i piekarnia, w której mieszkaliśmy ocalały. Ale nie było mąki, żeby zacząć piec chleb. Wtedy ten Żydek zaczął kombinować z wojskiem Sowieckim, żeby dowozili mąkę. Chciał uruchomić piekarnię. Jakoś się udało i ojciec z Żydem zaczęli wypiekać chleb. Byliśmy szczęśliwi, bo mieliśmy chleb, którego brak tak bardzo odczuwaliśmy. Pod koniec września 44 r. przyszły do nas oddziały Wojska Polskiego utworzonego na terenach Związku Radzieckiego z Polaków wywiezionych na Syberię oraz żołnierzy, którzy byli powołani w 1940-41 r. do Armii Sowieckiej. Jaka radość panowała, kiedy ich ujrzeliśmy w czapkach z polskim orłem, to nie da się opisać. Była to dywizja imienia Tadeusza Kościuszki pod dowództwem gen. Zygmunta Berlinga. Ta dywizja zdobywała nawet Berlin i zawieszała flagę Polską, na niemieckim Reichstagu. W tej dywizji służył też Wojciech Jaruzelski, który z rodziną był wywieziony na Syberię. Przyszło też z tą armią wielu żołnierzy ze Śniadowa, między innymi stryj Marian L., który był 1940 r. zabrany do wojska sowieckiego. Wrócił po 5 latach. Przeszedł cały front od Rosji po Berlin. Był kilkakrotnie ranny. Były w tej dywizji również polskie kobiety i dziewczyny. Te po większej części służyły jako sanitariuszki, ale były też, które walczyły na froncie. Ich oddział nosił imię Emilii Plater, potocznie nazywano je „Platerówki”. W tym oddziale była też moja szkolna koleżanka (wywieziona na Syberię z rodziną) Marysia T. Późniejsza chrzestna matka Zosi. Kiedy front dotarł do Łomży nad rzekę Narew i Wisłę pod Warszawą i tu wojska sowieckie zatrzymały się na kilka miesięcy. Chcieli odpocząć, aby wzmocnić swe siły. A może celowo? Bo w Warszawie trwało powstanie, którym dowodziły siły nieprzyjazne Sowietom. Sowieci nie kwapili się pomóc powstańcom. Polskie Wojsko też nie mogło, gdyż byli pod rozkazami Sowietów. W czasie powstania lud Warszawy walczył bardzo dzielnie z silnie uzbrojonymi Niemcami, ale przegrali. Zginęło około 200 tys. warszawiaków, tysiące młodzieży, dziewcząt i chłopców, a też i dzieci nawet 12-letnie, które walczyły przy boku Powstańców. No i zbombardowane i spalone miasto Warszawa. To było wielkie cmentarzysko, nie miasto. Kiedy w 1946 r. byłam pierwszy raz w Warszawie, to jak na całej którejś ulicy stał jeden cały dom, to było coś wielkiego, a reszta, to gruzy, gruzy, gruzy. Warszawa Praga była mniej zniszczona, bo Pragę już zajęli Sowieci, granicą frontu była Wisła. Za Wisłą było powstanie i Niemcy. Niemcy okropnie mścili się na Polakach w Warszawie za powstanie. Kiedy front zatrzymał się nad Narwią, wtedy Sowieci zaczęli ewakuować mieszkańców Łomży i okolic Narwi na dalsze tereny poza front. Wtedy do Śniadowa i okolic przybyło bardzo dużo ludzi. Nie mieli gdzie mieszkać, a zima się zbliżała. Mieszkali w stodołach, chlewach albo kopali „ziemianki”, w tych dołach mieszkali nawet z małymi dziećmi. Śniadowiacy też nie wszyscy mieli gdzie mieszkać, bo połowa Śniadowa była spalona. Był głód i zimno. Ludzie zaczęli chorować na „tyfus” (dur brzuszny). Brak żywności i leków mocno dokuczał. Wielu ludzi zmarło. Nasza piekarnia nie dawała rady zaopatrzyć wszystkich ludzi w chleb. Całe noce ludzie stali pod piekarnią, aby kupić bochenek chleba. Bo tylko 1 bochenek mogła kupić jedna osoba z kolejki. Nic tak nie dokuczy, jak głód i zimno. I kto to przeżył, to pamięta to całe życie i umie poszanować chleb, nie wyrzuca go na śmietnik. Przybyli też z Łomży nasi krewni z rodziny K. Wujek Stanisław K. z żoną Marią i dwójką dzieci oraz ciocia Władysława z mężem Józefem Sz. i córkami Zofią i Lilianą. Zamieszkali u cioci D. U nas nie mieli gdzie, gdyż Sowieci zajęli cały nasz dom. Była to komendantura wojskowa. W czterech mieszkaniach kwaterowało ze 30 żołnierzy. Nam zostało jedno mieszkanko, gdzie zmieściło się jedno łóżko. Ja i Władzio spaliśmy na podłodze. Ale i tak to był komfort. Najważniejsze, że mieliśmy ciepło i co jeść. Bo oprócz tego, że mieliśmy chleb, to jeszcze na podwórku Sowieci, co u nas kwaterowali, mieli kuchnię polową i gotowali dla swoich żołnierzy. Gotowały dwie rosyjskie dziewczyny, które szły razem z frontem. Tak, że i my jedliśmy z tej kuchni. A czasami dostaliśmy od tych dziewczyn puszkę mięsnych konserw, tzw. „Swiniaja tuszonka”, były to przepyszne konserwy. A jak im zostawała zupa, to mama zabierała i oddawała dla rodziny do D. albo innym ludziom. Nasza mama znała biedę, więc i innych rozumiała i wszystkim chciała pomagać. Pamiętam, wśród ewakuowanych był z rodziną bardzo znany lekarz dr Wejroch (On kiedyś uratował mamie życie, kiedy była b. ciężko chora). On też stał nocami, żeby kupić chleba. Kiedy mama go zobaczyła, poprosiła go do mieszkania i oddała nasz chleb. Od tej pory starała się ukryć bochenek chleba dla jego rodziny. A to nie było łatwe, gdyż ci ludzie, co stali, pilnowali, aby sprzedać chleb do ostatniego bochenka. Często tatuś czy Żydek zostawiali kilka chlebów w piecu, abyśmy mogli mieć go dla swoich. Doktor zapamiętał to na zawsze i kiedy później zdarzyło się jemu lub żonie być w Śniadowie, to zawsze nas odwiedzili. Tak żyliśmy do stycznia 1945 r. Mieliśmy też jeszcze wiele nalotów samolotów niemieckich. W styczniu ruszyła ofensywa wojsk sowieckich i polskich na Niemców. Poszli za Narew i Wisłę. 17 stycznia 1945 r. oswobodzili Warszawę i inne miasta. Ludzie zaczęli powracać do spalonej Łomży i innych miejscowości. Nasi krewni, rodzina K. też wyjechali. Przez ten okres nasze rodziny bardziej się poznały i zaprzyjaźniły. Zaprzyjaźnili się też z nami Sowieci, co u nas kwaterowali. Nawet Wigilię Bożego Narodzenia, chociaż bardzo ubogą, spędziliśmy razem. Bardzo byli ciekawi tego obrządku, gdyż u nich to święto było zabronione. Niektórzy od rodziców wiedzieli o Bogu. Nawet mieli w mundurach zaszyte medaliki. Ale to była wielka tajemnica. Im wyznawać wiary w Boga nie było wolno. Oni mówili „Boga niet”. Był to oddział polityków, do nich należało przesłuchiwanie ludzi podejrzanych politycznie lub złapanych na kradzieży czy innych, przeważnie Polaków. Ja, że znałam język rosyjski, więc często wołali mnie, żeby tłumaczyć. Zawsze starałam się tłumaczyć tak, aby to było korzystne dla przesłuchiwanego. Ale po pewnym czasie zaczął do nich przychodzić pewien Polak – Śniadowianin, który znał rosyjski. No i wtedy zaczęli aresztować mężczyzn podejrzanych o współpracę z partyzantami Armii Krajowej „AK” i wywozić do Rosji. Wywieźli dużo ludzi. Po jakimś czasie i jego „prodawszczyka”, szpicla, jak go nazywali, aresztowali i wywieźli do Rosji i tam zmarł. On nie był akowcem. Front był już od nas daleko, ale mimo to było pełno wojska i biedy. W marcu wyjechali też żołnierze, którzy u nas kwaterowali. Niektórzy pisali do nas listy z frontu, a nawet kiedy wrócili do domu. Rosjanie to byli dobrzy ludzie, tylko ich ustrój był zły. A najgorszy był ich ojciec Stalin. Czekaliśmy końca wojny i spokoju 8-ego maja 1945 r. Niemcy podpisali kapitulację, Hitler popełnił samobójstwo. Powitaliśmy koniec II wojny. Ale to nie był koniec naszych przeżyć, bo zaczęła się Wojna Polsko-Polska. Zaczęli Polacy walczyć o władzę. Polskę po uzgodnieniu trzech Mocarstw, Anglii, Ameryki i ZSRR oraz państwa, które oswobodzili Sowieci, w tym ziemie Niemiec wschodnich do Berlina i Prusy Wschodnie, Prezydenci Anglii Churchill i Ameryki Eisenhower oddali pod rządy (opiekę) Sowietom. Granice Polski ustalono na wschodzie, na rzece Bug, a na zachodzie na rzece Odrze. Sowieci zabrali Wilno, Lwów, a dostaliśmy Szczecin, Wrocław, Kołobrzeg i inne, i Prusy Wschodnie, Olsztyn, Giżycko, Morąg itd. Ziemie Niemieckie też podzielono na pół, od Odry i połowa Berlina i Królewiec okupowali Sowieci. Tu utworzono Niemiecką Republikę Demokratyczną ze stolicą w Berlinie. Niemcy Zachodnie okupowali Amerykanie i Anglicy, którzy wyzwali Afrykę oraz państwa Zachodnie oraz ziemie Niemieckie do Berlina. W Berlinie armie Sowiecka, Amerykańska i Angielska się spotkały i tu Niemcy podpisali kapitulację wobec trzech mocarstw. Na „Reichstagu” zawisły 4 flagi: sowiecka, amerykańska, angielska i polska. W Niemczech Zachodnich okupowanych przez Amerykę i Anglię powstała Republika Federalna Niemiec ze stolicą w Bonn. Granica między tymi Republikami przebiegała w Berlinie (stolica NRD). Wybudowano tak zwany „Berliński Mur”, połowa miasta należała do NRD, druga do NRF. Niemcy jedni do drugich nie mogli przechodzić. Niemców, których miasta i wsie były przydzielone Polsce, zaczęto wysiedlać do NRD, wysiedlano też z Prus Wschodnich. Natomiast Polaków wysiedlano z ziem wschodnich, tj. zza Buga i osiedlano na terenach tzw. ziemiach odzyskanych od Niemiec, dawnych ziemiach piastowskich oraz Prusach Wschodnich. Była to wędrówka ludów, gdyż i bardzo dużo Polaków z centralnej Polski przeniosło się na ziemie odzyskane. Cała Polska i ziemie odzyskane były bardzo zniszczone, zniszczone budynki, mosty, fabryki, tory kolejowe, spalone albo zgruzowane kościoły. Wielkie rumowisko nie dające się opisać. Oraz rozbite rodziny. Rozdzielone przez Niemców czy Sowietów. Pragnę, aby moje dzieci czy wnuki nie przeżyły takiego koszmaru, jak moje pokolenie przeżyło. Już 22 lipca 1944 r. w Lublinie utworzono Tymczasowy Rząd Polski. Powstała Polska Ludowa. Rząd utworzyli polscy socjaliści i komuniści, którzy w przedwojennej Polsce sanacyjnej (prawicowej) byli za poglądy (lewicowe) aresztowani, więzieni latami w obozie w Berezie Kartuskiej (ci lewicowcy pochodzili z rodzin biednych i walczyli o poprawę losu ludzi ubogich). Zginęło ich tam tysiące, gdyż więziono ich w okropnych warunkach. J. Piłsudski też był socjalistą i też przed wojną był nielubiany przez Kościół i bogaczy. Ci, co przeżyli, zaczęli pod kier. Sowietów tworzyć Polskę Ludową i rząd pod dowództwem pierwszego prezydenta Bolesława Bieruta. Zaczęto tworzyć urzędy publiczne, Milicję Obywat., otwierać szkoły. No i według ustroju socjalistycznego likwidować duże majątki hrabiowskie i dziedziców. Domy i pałace stały się własnością państwa, a ziemie przydzielano po 3-5 ha dworskim parobkom i biednym chłopcom. A „bogaczom” zostawiali coś nie coś i kazali radzić sobie jak chcą. Dużo z tych ludzi wyjechało na ziemie odzyskane albo, jak się udało, za granicę na Zachód. Był to odwet za poniewierkę biednych ludzi i parobków poniewieranych przez bogaczy. Stosunek do ludzi biednych przed wojną był naprawdę urągający wszelkim normom przyzwoitości. Było też wielkie bezrobocie, tak jak dzisiaj, a wszystko było b. drogie, na przykład 1 kg cukru kosztował 1 zł 04 gr. Był to dzienny zarobek u dziedzica dla kobiet pracujących przy żniwach czy wykopkach od 7-ej rano do 7-dmej wieczór bez wyżywienia. Nie dbano, aby dzieci się uczyły, do 4 klasy nauka była obowiązkowa, do 7 klasy nauka była bezpłatna. Ale mało dzieci z rodzin biednych i wiejskich ukończyło 7 klasę. Do szkoły średniej do Łomży uczęszczało ze Śniadowa około 10 osób. Czesne było b. wysokie, stać było tylko na to bogatszych. Studiowało tylko dwoje dzieci dziedzica, reszta kończyła tylko średnie, dwie jego córki miały tylko podstawowe wykształcenie. Biedniejsze dziewczyny najmowały się na służące u bogatych w miastach czy W-wie albo uprawiały nierząd. Nowa Polska obiecywała inne życie i równość dla wszystkich. Ale taki ustrój nie podobał się ludziom bogatym (mieli do tego prawo) i tym Polakom, którzy dostali się z Rosji do Armii gen. Sikorskiego i z nim walczyli na Zachodzie w Afryce, w Anglii, zdobywali Monte Casino oraz tym, którzy w 1939 r. zdołali uciec na Zachód. W Londynie utworzyli emigracyjny rząd polski. Nie uznawali rządu Polski Ludowej i nie chcieli wrócić do Polski. Wielu z nich pozostało tam na stałe. Na terenach Polski podczas okupacji sowieckiej i niemieckiej, utworzyły się oddziały partyzanckie, były to „Armia Krajowa” inspirowana przez Zachód (o poglądach przedwojennych), „Armia Ludowa” (socjaliści) oraz „Bataliony Chłopskie”. Wszystkie te armie walczyły przeciw okupantom. „Armia Krajowa” pod dowództwem gen. Bora-Komorowskiego rozpoczęła Powstanie Warszawskie. Walczyła też w tym Powstaniu „Armia Ludowa”. Niestety wszyscy Powstańcy ponieśli okropną klęskę. I tych partyzantów uważam i cenię jako patriotów. Pomiędzy „Leśnymi” a UB Po wojnie i utworzeniu Polski Ludowej część z partyzantów „Armii Krajowej” postanowili walczyć przeciwko ustrojowi Polski. Czy wszyscy z nich walczyli przeciwko Niemcom i Sowietom? Tego nie można stwierdzić, ponieważ komendant obwodu Śniadowskiego, to były folksdojcz i burmistrz Śniadowa za okupacji Niemieckiej, u którego na podwórzu Niemcy zabili Żydówkę z dziećmi. A jemu i jego rodzinie nic nie zrobili? Nazywał się Franciszek K. (niemieckie nazwisko) ps. „Gruda”. On dowodził i wydawał rozkazy likwidowania posterunków Milicji, zabijania Milicjantów oraz ludzi, którzy współpracowali z rządem. Wybrał czterech 18-letnich chłopaków (których zwerbował), byli to Zdzisław Sz. Pseud. „Zuch”, Janek K. ps. „Piękny”, Marian P. ps. „Cygan” i Józef J. Do nich należało wykonywanie wyroków. Ci chłopcy zabili z rozkazu K. wielu milicjantów i ludzi cywilnych. Wiem o tym wszystkim od Zdzisława Sz. Zdzisiek opowiadał mi o tym i płakał, gdyż wiedział, że giną niewinni ludzie. Ale za niewykonanie rozkazu groziła im kara śmierci, tak jak w wojsku. Jeden posterunek Milicji z komendantem na czele oddał się im po prostu, chcieli iść z nimi do lasu. To porozumienie zawarli u nas w mieszkaniu (nas na czas tej rozmowy wyprosili z domu). Przyszli w nocy na posterunek i ci milicjanci poszli z nimi, było ich 6 osób, zaprowadzili ich do lasu i wszystkich zabili. Drugi posterunek zaatakowali w noc wigilijną, nie zabili nikogo, ale zabrali broń oraz mundury i buty, zostawili ich tylko w bieliźnie. Milicjanci nie mieli żadnych szans walczyć z nimi, gdyż ich zawsze było kilku. A „nocnych” uzbrojonych przechodziło 50 i więcej osób. Telefon był tylko na poczcie, „nocni” zawsze najpierw odcinali telefon, a później napadali na posterunek albo obrabiali urząd Gminy. Zabili wielu ludzi, wójta Z., sołtysa, wielu milicjantów, żołnierzy, ubowców i cywili, których uznawali za zdrajców, współpracujących z Urzędem Bezpieczeństwa, który urzędował w Łomży. Ubowcy i wojsko przyjeżdżali w dzień, aresztowali tych, których podejrzewali o przynależność do „AK” czy „WiN”. Były też normalne bitwy na polach między Milicją i UB, a partyzantami. Wielu zostało rannych czy zabitych w tych walkach po obu stronach. Prawie wszyscy mężczyźni z okolicznych wsi, a też wielu ze Śniadowa należało do partyzantki, bo jak ktoś na wsi nie należał do nich to był podejrzany o współpracę z UB, takich zabijali nawet całe rodziny. A nawet jak były zatargi sąsiedzkie, to też zabijali. Wyroki wykonywali bez jakichkolwiek sądów. Ich powiedzenie było takie: „Jeśli nie idziesz z nami do lasku, to idź do piasku”. Broń miał prawie każdy chłop, bo tej po wojnie zostało dużo. Był też na naszym terenie drugi oddział „Narodowe Siły Zbrojne”. NSZ dowodził nimi mieszkaniec Chomentowa Henryk J. ps. „Zbych” oraz jego brat Jan i szwagier G. (Jana złapało UB i sądzili w Białymstoku, dostał karę śmierci, a w 1990 r. jego żona i córka wniosły o odszkodowanie za jego śmierć …). Ile ludzi zabili „Zbych” i jego kompani, trudno zliczyć. W Konopkach zabili dwóch braci i żonę jednego z nich w ósmym miesiącu ciąży, zostało dwóch małych chłopców, w Żyźniewie zabili rodziców, zostawili ośmioro małych dzieci. Koło Szczepankowa zabili kobietę, która trzymała niemowlę na ręku, dziecku przestrzelili nóżki, został kaleką na całe życie. Kobieta ta pokłóciła się z sąsiadką i ta nasłała na nich tych zbirów. Zabierali też inwentarz, odzież, co im się dało. „Zbych” i jego kompani, jak jechali kogoś zabić, to mówili, że jadą na „rąbankę”. Zabijali też „Akowców”, gdyż te oddziały nawzajem się zwalczały. „Zbych”, jak twierdzą byli więźniowie UB, współpracował z Urzędem Bezpieczeństwa. Po 47 r. słuch o nim zaginął. Był też jeszcze jeden napad w biały dzień na posterunek Milicji w zimie 1946 r. Trzech milicjantów było w tym czasie poza posterunkiem, czterech było w budynku (budynek państwa K. przy rynku). I ci bronili się ponad 4 godziny. Partyzantów było bardzo dużo, chcieli nawet ten dom podpalić tylko K. ich ubłagała, żeby nie spalili. W tym boju dwóch milicjantów ciężko rannych zmarło, jeden ranny przeżył i jeden ocalał. Byli to chłopaki z okolic Augustowa wywiezieni na Syberię. Tam wstąpili do wojska, przeszli front, obaj byli ranni. Po wyjściu z wojska wstąpili do Milicji, gdyż nie mieli gdzie wracać, bo ich rodziny były jeszcze na Syberii. Zginęli od swoich rodaków. W tych, co byli poza posterunkiem był Wacek K. i oni przeżyli. Wacek K. pochodził z Rakowa Gogini k/Łomży. Wieczorem przyjechało wojsko i UB i zabrali wszystkich: żywych, rannych i zabitych milicjantów. Wiosną żołnierze K. zastrzelili dwóch milicjantów, a jednego ranili i ten im uciekł. Na drodze od pociągu ze Starej Stacji na oczach ludzi idących też tą drogą. Dzień wcześniej byli u nas w domu ci milicjanci i partyzanci, którzy się nie ukrywali. I wszystka młodzież ze Śniadowa. Moje koleżanki od małego Halinka K., Hela B., Basia W. i wiele innych, wszyscy lubili do nas przychodzić, bo nasza mama była tolerancyjna, lubiła młodzież, pozwalała potańczyć przy muzyce na „grzebieniu”, pośpiewać, wtedy to były tylko takie rozrywki, nie było radia ani kina. Ja bardzo lubiłam śpiewać, głos do śpiewu odziedziczyłam po rodzicach. Miałam też dwóch kawalerów: Zdzisiek partyzant i Wacek K. milicjant. Obaj się nienawidzili. Zdzisiek był dobrym chłopakiem, kochał mnie bardzo aż do swojej śmierci. Marzył, że za niego wyjdę. Chociaż jego matka mnie nie chciała. Ale wyjść za niego bym się nie zgodziła. Gdyż chociaż to nie z jego winy, ale z rozkazu musiał zabijać, ale tego ani ja ani ludzie, by mu nie wybaczyli. Żal mi go, gdyż był całe życie nieszczęśliwy. K. zgotował im takie życie. Z natury był dobrym chłopakiem. Wacek był przystojnym chłopakiem, 8 lat starszym ode mnie i on i jego rodzina mnie uwielbiali, ale nasze drogi rozeszły się po ostatnim napadzie na posterunek. Wtedy wyjechał. Były to bardzo ciężkie czasy. Dziewczyny, które chodziły z wojskowymi, czy milicjantami, były przez „nocnych” bite albo golono im głowy. Mnie się jakoś udało, gdyż bronił mnie Zdzisiek. W naszym domu „nocni” byli w każdą noc. Tatuś i Żydek piekli pieczywo w nocy. Przyszło ze dwudziestu chłopa, zjedli ze 100 bułek i nic za to nie płacili, to samo robili u masarzy i w innych sklepach. A jeszcze chcieli i pieniędzy. Nasza mama wpadła na pomysł, że pieniądze z utargu na noc chowała do popielnika, bo by zabrali. Mama się ich nie bała, za to ojciec i Żydek okropnie. Bili też ludzi, którzy coś przeciw nim powiedzieli. Naszego sąsiada, który z nich zażartował, przyszli w nocy i tak zbili kijami, że 2 tygodnie leżał. Ja ten jego niesamowity krzyk słyszałam. I zaraz potem przyszli do nas nażreć się bułek. W dzień przyjeżdżało wojsko i UB. Jeździli po wsiach, urządzali obławy na partyzantów. Rok 1947 Na początki 47 r. nocni zabili Żyda (Śniadowiaka), który przeżył okupacyjny koszmar. Wtedy reszta Żydów z rodzinami, w tym nasz Żyd Sz. z rodziną wyjechali do Łodzi. A później do Palestyny (w 1980 r. dowiedziałam się, że rodzina Sz. żyje. A Sz. napisał książkę o ich przeżyciach). W 1947 r. Rząd ogłosił amnestię dla partyzantów. Musieli się ujawnić i oddać broń. Przywozili całe wozy broni, nikt ich nie aresztował. Wielu z nich wyjechało w nieznane, gdyż bali się ludzi, którym dokuczyli. Ale wielu też się nie ujawniło, grasowali do lat 50-tych. Zdzisiek też wyjechał na Zachód. Wciąż był pewny, że ja za niego wyjdę. Ale to było niemożliwe, gdyż ludzie nie darowaliby im tego, co robili, chociaż ci chłopcy wykonywali tylko rozkazy. Oprócz tego jego matka nie chciała naszego związku. Zdzisiek kochał mnie przez całe swoje życie. Czy ja jego, nie wiem. Po ujawnieniu się partyzantów, życie zaczynało się spokojniejsze. Nie było już nocnych najść. Mimo to było ciężko, bo jeszcze naokoło były zniszczenia wojenne. Nasza rodzina też zaczęła pracować na swoim. Nadal prowadziliśmy piekarnię, ale do pracy był nas troje. Ojciec, Mama i ja. Władzio chodził do szkoły, przerabiali po dwie klasy w ciągu jednego roku. Było tym dzieciom ciężko się uczyć, bo brak było podręczników i przyborów szkolnych. Władzio po przyjściu ze szkoły pomagał też w domu, nosił wodę i drzewo do piekarni. Dzieci wtedy naprawdę ciężko pracowały. Ojciec wtedy przyjął do pomocy drugiego piekarza. Mama jeździła z wozakiem na młyny po zakup mąki i prowadziła dom. Ja już do szkoły nie chodziłam, bo musiałam sprzedawać w sklepie pieczywo i dowozić też codziennie rano pieczywo do bufetu na dworcu kolejowym, odległym 2 km od Śniadowa. Woziliśmy to pieczywo wozem, który woził i przywoził przesyłki pocztowe. Ale często było też tak, że przejeżdżał przez dworzec w Śniadowie transport wojska albo repatriantów ze wschodu na ziemie odzyskane i zatrzymywał się na dworcu. Wtedy trzeba było dostarczyć więcej pieczywa, a transportu już nie było. Wtedy ładowało się do worka 30 albo i więcej kg chleba i ten chleb zanosiłam ja na plecach 2 km. Trzeba było cały czas nieść, bo gdybym ten worek postawiła, to by się ten chleb pogniótł. Całą rodziną pracowaliśmy bardzo ciężko (Może dlatego teraz ja i Władzio cierpimy na chore kręgosłupy). Ale że mieliśmy dobrego Ojca, to umiał to wynagrodzić. Ja za swoją pracę miałam to, że byłam (jak na te czasy) najlepiej ubrana z moich koleżanek. O Władzia też bardzo dbał. Ojciec był dla nas bardzo wyrozumiały. Mama natomiast bardzo nas kochała. Ale była bardzo twarda. Musieliśmy słuchać jej bez sprzeciwu. Mamy słowo, to był rozkaz i świętość. Za nieposłuszeństwo dostawało się nie tylko „burę”, ale i mimo, ze byliśmy już prawie dorośli, też i lanie. Jeszcze trzeba było mamę przeprosić za nieposłuszeństwo. Tak były wtedy wychowywane dzieci. Nie tak, jak dziś, że się mówi: „co te stare zgredy mają do gadania, jesteśmy dorośli”. Ojciec wobec nas nigdy żadnych kar nie stosował. Czasami mamie nas nie pozwalał bić. Ale mama to była mama, jej było wszystko wolno, to wiedzieliśmy. Wiedziały to też później moje własne dzieci. Więcej słuchały babci jak nas, rodziców. Na początku 1947 r. odnalazła się rodzina ojca w Ameryce. Matka ojca wyjechała przed pierwszą wojną do Ameryki. Ojczym został u dziadków w Dębowie (wsi) i u nich się wychował. Matka wyszła za mąż w Ameryce za Polaka nazwiskiem G. Z nim miała dwóch synów i córkę. Jana, Stefana i Alicję. Kiedy nas odnaleźli, matka i jej mąż już nie żyli. Kiedy matka umierała, prosiła dzieci, aby odnaleźli jej porzuconego syna Władysława. Rodzeństwo przyrodnie odnalazło naszego ojca. Zaczęli pisać listy i przysyłać paczki z odzieżą i żywnością. Przysłali też zdjęcie rodziców i swoje. Brat Jan był żonaty, miał dwie córki. Siostra Alicja była mężatką, miała też dwie córki. Stefan był kawalerem, walczył na wojnie na froncie japońskim. My też wysłaliśmy im swoje fotografie, byli bardzo szczęśliwi, że nas poznali. Moje zdjęcie i ja bardzo podobałam się Stefanowi. Napisał, że chciałby mnie za żonę. Ale wiedział, że to niemożliwe, gdyż wtedy o wyjeździe do Ameryki nie było żadnej możliwości. Stefan sprawił mnie prezent. Przysłał mi ślubny strój, przepiękną suknię, welon, białe pantofle, nawet bieliznę. I napisał, że w tym stroju chciałby mnie zobaczyć jako swoją żonę. Życzył mi, abym była w życiu szczęśliwa. Suknia była tak piękna, że ludzie przychodzili ją oglądać. Ale niestety ten strój szczęścia mnie nie dał. Tak upływał rok 1947. Zbliżała się jesień. W październiku przyjechał Zdzisiek, nadal był pewny, że się pobierzemy. Nie chciałam mu wtedy powiedzieć, że nie wyjdę za niego. Ale w grudniu były jego imieniny, wysłałam mu życzenia i napisałam, że zrywam z nim. Na Święta Bożego Narodzenia do Śniadowa na urlop przyjechał (pracował w Olsztynie) Mietek L., znany mi od dziecka, gdyż mieszkał na Starej Stacji, brat mojej szkolnej koleżanki, Haliny L. i serdeczny kolega Zdziśka. Często się u nich na Stacji spotykaliśmy. Mietek też przychodził do nas. Wiedziałam, że coś do mnie czuje. Ale ja jego nie lubiłam, gdyż był zarozumiały i uszczypliwy. Mimo że był ładnym chłopakiem, nie budził sympatii. W ten dzień świąt szłyśmy z koleżankami, a on stał z kolegami, coś powiedział pod naszym adresem, a ja na to zagwizdałam. Przyszłyśmy do nas do domu i opowiedziałyśmy mamie ten incydent. Mama popatrzyła na mnie i mówi: wygwizdałaś go, zobaczysz, że on będzie twoim mężem. Bo ja też wygwizdałam waszego ojca i za niego wyszłam. Urządziłyśmy śmiech, ja powiedziałam, że prędzej zostanę starą panną, a za niego bym nie wyszła. Nadszedł dzień Sylwestra 47 r. W ten dzień miałam jakąś scysję z mamą. No i udałam, że jestem chora i muszę leżeć w łóżku. Około południa słyszę, że wchodzą do kuchni Mietek ze swoim szwagrem R. Przywitali się z mamą i pytają, gdzie „panna”. Mama dobra dusza albo mnie na złość powiedziała, że leżę chora w pokoju. No i przyszli obaj dowiedzieć się o zdrowie. R. niedługo po tym poszedł. A Mietek został, usiadł przy łóżku i tak siedział ze 4 godziny. Byłam wściekła, bo nie miałam zamiaru z nim rozmawiać, a musiałam. A on siedział dalej. Mama nareszcie zaczęła mnie zmuszać, żebym wstała i się ubrała, myślała, że on pójdzie. Ale wtedy wstałam i zjedliśmy obiad. Wtedy zaczął prosić mamę i mnie, żebyśmy poszli na zabawę. Była to zabawa sylwestrowa. I tak chcąc się pozbyć gościa, zgodziłam się na tę zabawę. Nigdy nie myślałam, że to będzie mój ostatni sylwester panieński. Ani, że Mietek L. za miesiąc będzie moim mężem. A tak się stało. Ani ja ani on chyba nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, co robimy. Żadne z nas do ostatniej chwili nie zapytało: „czy mnie kochasz?”. Ja to początkowo uważałam za żart. Na drugi dzień w Nowy Rok wieczorem przyszli do nas: Mietek ze swoim najstarszym bratem Marianem w tak zwane „swaty”. Marian zaczął namawiać Mamę i mnie abym wyszła za Mietka. Ani Mama ani ja nie brałyśmy tych oświadczyn na poważnie. Natomiast Oni obaj mówili to na serio. Ja kończyłam 2 stycznia 19 lat. Mietek miał 23 lata. Pracował na kolei w Olsztynie, a mieszkał u Marianów w Morągu. Za tydzień Mietek zjawił się znowu z wiadomością, że przyjechał, abyśmy dali na zapowiedzi. My z mamą zażartowałyśmy, że zaprowadzi to nas jeszcze na ślub. No i daliśmy na te zapowiedzi. Po usłyszeniu drugiej zapowiedzi ja zrozumiałam, że to nie żarty i chciałam zerwać z tym cyrkiem. Ale wtedy mama już nie chciała się zgodzić na zerwanie. Uznała, że nie wypada tak się ośmieszać. I stało się. 28 stycznia 1948 r. wzięliśmy ślub cywilny, a 31 stycznia 1848 r. ślub kościelny w kościele w Śniadowie. (…) od redakcji: Tekst artykułu zawiera wspomnienia własne autorstwa mieszkanki gminy Śniadowo /pisownia zachowana w oryginale/. Notka redakcyjna: Redakcja wyraża podziękowanie dla dr Małgorzaty Frąckiewicz za nakład pracy związany z digitalizacją tekstu wspomnień. Link do I części artykułu – Śniadowo, czasy II wojny światowej: 6112 Ogólnie 4 Dziś
Muzeum im. Oskara Kolberga w Przysusze, Oddział Muzeum Wsi Radomskiej w Radomiu serdecznie zaprasza dzieci i młodzież do wzięcia udziału w konkursie historycznym: „Moja rodzina w okresie II wojny światowej”. Celem konkursu jest nawiązanie więzi międzypokoleniowych, wzbudzenie zainteresowania historią własnej rodziny i regionu w latach 1939-1945. Zadanie konkursowe polega na pozyskaniu informacji o charakterze wspomnieniowym od żyjących członków rodziny, penetrowaniu rodzinnych zasobów fotograficznych w poszukiwaniu fotografii, odznaczeń lub innych pamiątek, które mają odniesienia do II wojny światowej. Forma pracy konkursowej może mieć charakter wywiadu z osobą-świadkiem wojennych wydarzeń, formę opisową rodzinnej fotografii lub innej pamiątki z wojenną historią w tle, prezentacji multimedialnej. Zwracamy się też z serdeczną prośbą o rozpropagowanie konkursu na lekcjach wychowawczych oraz wśród nauczycieli polonistów, historyków, regionalistów. Konkurs „Moja rodzina w okresie II wojny światowej” Regulamin §1. ORGANIZATOR KONKURSU Organizatorem konkursu „Moja rodzina w okresie II wojny światowej ”, zwanego dalej „Konkursem” jest Muzeum im. Oskara Kolberga w Przysusze, Oddział Muzeum Wsi Radomskiej w Radomiu, Al. Jana Pawła II nr 11, 26-400 Przysucha. §2. CELE KONKURSU Celem Konkursu jest pobudzenie zainteresowań historią własnej rodziny, pielęgnowanie tradycji, budowanie więzi międzypokoleniowych; kształtowanie wartości estetycznych i umiejętności posługiwania się różnymi środkami wypowiedzi artystycznej. §3. UCZESTNICY KONKURSU Konkurs adresowany jest do uczniów szkół podstawowych klas IV - VI, gimnazjów oraz szkół ponadgimnazjalnych. §4. ZAŁOŻENIA ORGANIZACYJNE W konkursie mogą brać udział uczniowie, którzy uczestniczyli w lekcjach muzealnych dotyczących historii, realizowanych w Muzeum im. Oskara Kolberga w Przysusze. Warunkiem uczestnictwa jest dostarczenie do siedziby Organizatora samodzielnie wykonanej pracy, zawierającej materiały opisowe o charakterze wspomnieniowym, wywiady lub fotografie z opisem o charakterze historycznym. Każda ze szkół może przesłać najwyżej 10 prac. Każdy z uczniów składa tylko 1 pracę. Każda praca powinna być opatrzona kartą informacyjną zawierającą następujące dane autora: imię i nazwisko; adres, kontakt telefoniczny i adres mailowy szkoły/placówki, klasa; imię i nazwisko opiekuna. Prace nadesłane na konkurs nie będą zwracane. Prace uczestników konkursu mogą być wykorzystane przez Muzeum im. Oskara Kolberga w Przysusze do działalności merytorycznej i publikacji. Osoby nadsyłające prace konkursowe wyrażają zgodę na przetwarzanie przez organizatorów swoich danych osobowych (umieszczenie imiennych wyników na stronie internetowej organizatora) / zgoda opiekuna prawnego. Regulamin konkursu jest dostępny na stronie internetowej Wyniki konkursu dostępne będą na stronie internetowej laureaci będą zawiadamiani telefonicznie. Udział w konkursie jest bezpłatny. §5. NAGRODY I KATEGORIE KONKURSU 1. Nagrody w konkursie przyznawane są w trzech kategoriach wiekowych: · szkoły podstawowe · gimnazja · szkoły ponadgimnazjalne 2. W każdej kategorii przewidziane jest I miejsce oraz wyróżnienia. 3. Prace oceniać będzie Komisja konkursowa powołana przez organizatora. §6. HARMONOGRAM KONKURSU Prace należy składać w terminie od 20 października do 20 listopada 2013 r. Rozstrzygnięcie konkursu przez Kapitułę przewidziane jest w terminie do 6 grudnia 2013. Ogłoszenie wyników Konkursu nastąpi w ustalonym terminie i zostanie połączone z wręczeniem laureatom nagród i okolicznościowych dyplomów. Wyniki i spis prac zgłoszonych zostaną opublikowane na stronach internetowych Muzeum. §7. KONTAKT 1. Wszelkie dodatkowe informacje można uzyskać w Muzeum im. Oskara Kolberga w Przysusze, tel. 48 675 22 48, muzeumok@ 2. Osobą uprawnioną do kontaktu z uczestnikami konkursu jest dr Agnieszka Zarychta, @
moja rodzina w czasie 2 wojny swiatowej